.

.

piątek, 18 września 2015

Give us our daily Bread.









Wydawało by się, że życie u Misjonarek Miłości będzie pasmem powtarzających się zdarzeń, a dzieje się wprost przeciwnie! Nie ukrywamy, że codziennie mamy wrażenie jakby ktoś wciągnął nas do odcinku "Ukrytej kamery" (mamy nadzieję, że to nieprawda, bo jeśli tak to nie prezentujeny się zbyt dobrze pod względem intelektualnym i wyglądowym).


Oto lista dziwnych zdarzeń z tygodnia:
- Niektórzy pracownicy ośrodka sadzą, ze Rosja i Polska leżą w jednym mieście,
-Monika modli się przez sen po angielsku (mam nadzieje, że Bóg rozumie te modły, bo niestety zwykli śmiertelnicy mają problemy z rozumieniem mojego angielskiego)
- Siostra przełożona Suzet bawi się w naszym zabałaganionym pokoju małą piłeczką, a gdy w żartach proponujemy mówimy, że to prezent dla niej zabiera ja i odchodzi zadowolona,
- Nieznajomy nam zakonnik przychodzi do nas pożyczyć klapki pod prysznic, jak gdyby nigdy nic, a potem śpiewa nam pieśń opowiadającą o jego zgromadzeniu (oczywiście po Amharsku)
- Pewnego dnia jedna z Sióstr (zwana przez nas Crazy Sister) przychodzi na Mszę Świętą z podkładką pod ciepłe naczynia na głowie, w połowie nabożeństwa siostra przełożona zrzuca ją z impetem z jej głowy... Niestety nie ustaliłyśmy przyczyny noszenia tego przedmiotu. Mamy dwie wersje: jedna z Sióstr zrobiła sobie żart, lub po prostu te nietypowe nakrycie głowy było izolacją od zimna ( Crazy Sister ma problemy z termoregulacją).
- Gdy nie pilnujemy Sióstr-  skracają one modlitwę.
- Altacet działa na bóle wszelakiego rodzaju,
- Pacjenci z gruźlicą sami proszą by zajęcia sportowe dla nich odbywały się o 6 rano, a nie o 10 tak jak planowałyśmy. To jest co prawda zrozumiałe, bo wtedy jeszcze nie jest gorąco, ale i tak muszę ich "wyrzucać" z łóżek...
- Pani w laboratorium szpitala w Awassie uznała nas za konsultantki w dziedzinie bioinżynierii medycznej, przychodzące sprawdzić działanie sprzętu na terenie szpitala tylko dlatego, że czekała właśnie na dwie takie osoby, które miały być obcokrajowcami. Pani juz nas do niego prowadziła (nie znała angielskiego), gdy nagle po drodze odnalazł nas pielęgniarz z domu Matki Teresy i wytłumaczył, ze to nie my jesteśmy obcokrajowcami do naprawy sprzętu medycznego... Myślę, że na pewno dałybysmy radę naprawić ten sprzęt...
- Nauczyłysmy się zasięgać informacji o pacjentach od personelu ośrodka znającego jedynie kilka słów po angielsku ;) Język migowy jak najbardziej się przydaje!
- Woda dla odmiany znika w naszym kranie wieczorem, a nie rano, jak było tydzień temu. Trzy dni kąpieli we wrzątku (posiadałysmy tylko wode w boilerze) zmusiło nas do nauczenia się obsługi pompy (jeszcze wypuszczone psy w ośrodku nas nie zagryzły- są wypuszczane na terenie gdzie znajduje się pompa).  Boże chroń nas!
- Codziennie zastanawiamy się czy lepszy jest wieczór i noc bez prądu i ciepłej wody zarazem, czy z prądem, ale bez wody. Ciągle zmieniamy zdanie w zależności od sytuacji danego dnia.
- Pranie zajmuje nam już coraz mniej czasu. Różne rodzaje misek Sióstr zostały opanowane.
- Czasem do pacjentów należy iść jeszcze przed śniadaniem np. aby wykonać pomiar glukometrem. Jedna z Sióstr szczególnie się o nas troszczy. Uświadamia nas, jak ważną rolę do śniadania przykładała Matka Teresa z Kalkuty. Należy jeść dobre śniadanie, aby  mieć siły na cały dzień służby najuboższym.


Życie płynie nam tu na wszelakiego rodzaju pracach. Jest to służba w ośrodku. Rozkład dnia jest taki sam, jak w zeszłych tygodniach. Od fizjoterapii i dystrybucji leków, poprzez próby diagnozowania chorób, pomiary poziomu glukozy we krwi oraz takie codziennie rzeczy jak sprzątanie, pranie, składanie indżery (tradycyjnego tu obiadu), rozdawanie jedzenia (to niemała praca w tak dużym ośrodku). Ile radości mogą one sprawić pracownikom i pacjentom. Jak miło jest patrzeć na ich uśmiechnięte twarze, gdy pokazują nam jak zostać kierownikiem salowych (tak nazywamy funkcję osoby, która rozlewa sos na indżerę, czyli robi najważniejszą pracę przy rozdawaniu posiłków). Siostry, pacjenci i pracownicy mają do nas coraz większe zaufanie. Ania robi np. szybkie testy wykrywające malarię, asystuje przy zastrzykach i wkłuciach i rozgryza łamigłówki tabletkowe z opakowań innych krajów, podaje leki, zakrapia oczy. Monika odsyła pacjentów na rentgen do szpitala. Mamy też czas na pomocną rękę, dotyk, uśmiech. Gramy w siatkówkę z pacjentami, pomagamy przy dożywianiu dzieci, rozmawiamy z pacjentami z depresją próbując ich podnieść na duchu. Polubiły nas pani z kuchni i dostajemy od pewnego czasu tradycyjny placek chlebowy, przy okazji pomagając paniom w ich pieczeniu. Jaka wielka radość jest przy tym! Wielką przyjaźń widzimy w pokoju, gdzie przebywają kobiety z nowonarodzonymi dziećmi. Pomagamy im przy dzieciach, chociażby nosząc je na rękach i odciążając matki. Niejednokrotnie słyszymy, że w trosce o przyszłość dzieci, matki proszą o zabranie dzieci do Ameryki. Dopiero od Sióstr dowiadujemy o dramacie życia tych kobiet, często oszukane przez mężczyzn, odtrącone przez rodziny. Misjonarki Miłości, za Matką Teresą, próbują walczyć z aborcją poprzez adopcję.
Pewnego dnia miałyśmy okazję pojechać do tutejszego szpitala państwowego po potrzebne leki wraz z pracownikiem.
Został nam jedynie tydzień pobytu tutaj. To tak mało! Tak wiele do zrobienia!  Już  serce się kraje, a co będzie w przyszły piątek... Bardzo związałyśmy się z tym miejscem, duchem, ludźmi. Już wiemy, kto jest za co odpowiedzialny, jaki pacjentem co potrzebuje itp. Czujemy się jak w domu. Choć czas goni i dni są również pełne pośpiechu, jak na uczelni, to jednak jest to inny pośpiech.
Powierzamy ten czas Bogu, dzięki temu znajdujemy tu DOBRO w ogromie cierpienia i ludzkiej nędzy!  Staramy się sprawić by tutejszy świat stał się trochę lepszy. Tak mało możemy w pojedynkę z Bogiem i dobrymi ludźmi dużo więcej! Jak bardzo doceniamy naszą Polskę! Czasami mamy chwile cięższe, gdy ogrom cierpienia przytłacza, ale nie możemy w tym długo trwać. Siedzimy czasem na murku z dziećmi z chorobą głodową np. kwashiorkorem i patrzymy w ich oczka próbując zająć ich zabawą i śpiewem. Czasem trzeba zatrzymać się w gonitwie obowiązków dnia codziennego przy chorym na raka w ostatnim stadium i potrzymać go za rękę i przytakiwać słuchając amharskich opowieści, a nie raz trzeba przystanąć w gonitwie za naszymi obowiązkami przy maleńkim dziecku ledwie trzymającym się na nóżkach, które to mama porzuciła w ośrodku.
Wielkie rzeczy, małe rzeczy – obie ważne. Robione z miłością nadają wszystkiemu inny wymiar.
A & M










Pieczenie etiopskiego chleba.


Szybki test na malarie

Etiopska zmywarka

Nasze obejscie

Etiopska matka Polka

18 urodziny Madzi



Efekt afro po etiopskich warkoczykach.


Opatrunki dotarly.

Nieopisana radosc





Akcja sprzatanie

New etipoian style.

"Bog wie co" robimy w Etiopii.


Nasze codzienne pozywienie.

Chlebki

Swieta salatka owocowa

przed domem Matki Teresy







Medyczna Ekipa!

Dbamy o siebie!

1 komentarz:

  1. Cześć Monika,
    siedzimy razem z Jowitką i pokazała mi Twojego bloga. Czekamy na Ciebie z utęsknieniem i szykuję dla Ciebie niespodziankę. Trzymaj się mocno, buziaki dla Ciebie, Ani i Magdy.

    Natasza i Jowita

    OdpowiedzUsuń