Wydawało by się, że życie
u Misjonarek Miłości będzie pasmem powtarzających się zdarzeń, a dzieje się
wprost przeciwnie! Nie ukrywamy, że codziennie mamy wrażenie jakby ktoś
wciągnął nas do odcinku "Ukrytej kamery" (mamy nadzieję, że to
nieprawda, bo jeśli tak to nie prezentujeny się zbyt dobrze pod względem
intelektualnym i wyglądowym).
Oto lista dziwnych
zdarzeń z tygodnia:
- Niektórzy pracownicy
ośrodka sadzą, ze Rosja i Polska leżą w jednym mieście,
-Monika modli się przez
sen po angielsku (mam nadzieje, że Bóg rozumie te modły, bo niestety zwykli
śmiertelnicy mają problemy z rozumieniem mojego angielskiego)
- Siostra przełożona
Suzet bawi się w naszym zabałaganionym pokoju małą piłeczką, a gdy w żartach
proponujemy mówimy, że to prezent dla niej zabiera ja i odchodzi zadowolona,
- Nieznajomy nam zakonnik
przychodzi do nas pożyczyć klapki pod prysznic, jak gdyby nigdy nic, a potem
śpiewa nam pieśń opowiadającą o jego zgromadzeniu (oczywiście po Amharsku)
- Pewnego dnia jedna z
Sióstr (zwana przez nas Crazy Sister) przychodzi na Mszę Świętą z podkładką pod
ciepłe naczynia na głowie, w połowie nabożeństwa siostra przełożona zrzuca ją z
impetem z jej głowy... Niestety nie ustaliłyśmy przyczyny noszenia tego
przedmiotu. Mamy dwie wersje: jedna z Sióstr zrobiła sobie żart, lub po prostu
te nietypowe nakrycie głowy było izolacją od zimna ( Crazy Sister ma problemy z
termoregulacją).
- Gdy nie pilnujemy
Sióstr- skracają one modlitwę.
- Altacet działa na bóle
wszelakiego rodzaju,
- Pacjenci z gruźlicą
sami proszą by zajęcia sportowe dla nich odbywały się o 6 rano, a nie o 10 tak
jak planowałyśmy. To jest co prawda zrozumiałe, bo wtedy jeszcze nie jest
gorąco, ale i tak muszę ich "wyrzucać" z łóżek...
- Pani w laboratorium
szpitala w Awassie uznała nas za konsultantki w dziedzinie bioinżynierii
medycznej, przychodzące sprawdzić działanie sprzętu na terenie szpitala tylko
dlatego, że czekała właśnie na dwie takie osoby, które miały być
obcokrajowcami. Pani juz nas do niego prowadziła (nie znała angielskiego), gdy
nagle po drodze odnalazł nas pielęgniarz z domu Matki Teresy i wytłumaczył, ze
to nie my jesteśmy obcokrajowcami do naprawy sprzętu medycznego... Myślę, że na
pewno dałybysmy radę naprawić ten sprzęt...
- Nauczyłysmy się
zasięgać informacji o pacjentach od personelu ośrodka znającego jedynie kilka
słów po angielsku ;) Język migowy jak najbardziej się przydaje!
- Woda dla odmiany znika
w naszym kranie wieczorem, a nie rano, jak było tydzień temu. Trzy dni kąpieli
we wrzątku (posiadałysmy tylko wode w boilerze) zmusiło nas do nauczenia się
obsługi pompy (jeszcze wypuszczone psy w ośrodku nas nie zagryzły- są
wypuszczane na terenie gdzie znajduje się pompa). Boże chroń nas!
- Codziennie zastanawiamy
się czy lepszy jest wieczór i noc bez prądu i ciepłej wody zarazem, czy z
prądem, ale bez wody. Ciągle zmieniamy zdanie w zależności od sytuacji danego
dnia.
- Pranie zajmuje nam już
coraz mniej czasu. Różne rodzaje misek Sióstr zostały opanowane.
- Czasem do pacjentów
należy iść jeszcze przed śniadaniem np. aby wykonać pomiar glukometrem. Jedna z
Sióstr szczególnie się o nas troszczy. Uświadamia nas, jak ważną rolę do
śniadania przykładała Matka Teresa z Kalkuty. Należy jeść dobre śniadanie,
aby mieć siły na cały dzień służby
najuboższym.
Życie płynie nam tu na wszelakiego
rodzaju pracach. Jest to służba w ośrodku. Rozkład dnia jest taki sam, jak w
zeszłych tygodniach. Od fizjoterapii i dystrybucji leków, poprzez próby
diagnozowania chorób, pomiary poziomu glukozy we krwi oraz takie codziennie
rzeczy jak sprzątanie, pranie, składanie indżery (tradycyjnego tu obiadu),
rozdawanie jedzenia (to niemała praca w tak dużym ośrodku). Ile radości mogą
one sprawić pracownikom i pacjentom. Jak miło jest patrzeć na ich uśmiechnięte
twarze, gdy pokazują nam jak zostać kierownikiem salowych (tak nazywamy funkcję
osoby, która rozlewa sos na indżerę, czyli robi najważniejszą pracę przy
rozdawaniu posiłków). Siostry, pacjenci i pracownicy mają do nas coraz większe
zaufanie. Ania robi np. szybkie testy wykrywające malarię, asystuje przy
zastrzykach i wkłuciach i rozgryza łamigłówki tabletkowe z opakowań innych
krajów, podaje leki, zakrapia oczy. Monika odsyła pacjentów na rentgen do
szpitala. Mamy też czas na pomocną rękę, dotyk, uśmiech. Gramy w siatkówkę z
pacjentami, pomagamy przy dożywianiu dzieci, rozmawiamy z pacjentami z depresją
próbując ich podnieść na duchu. Polubiły nas pani z kuchni i dostajemy od
pewnego czasu tradycyjny placek chlebowy, przy okazji pomagając paniom w ich
pieczeniu. Jaka wielka radość jest przy tym! Wielką przyjaźń widzimy w pokoju,
gdzie przebywają kobiety z nowonarodzonymi dziećmi. Pomagamy im przy dzieciach,
chociażby nosząc je na rękach i odciążając matki. Niejednokrotnie słyszymy, że
w trosce o przyszłość dzieci, matki proszą o zabranie dzieci do Ameryki.
Dopiero od Sióstr dowiadujemy o dramacie życia tych kobiet, często oszukane
przez mężczyzn, odtrącone przez rodziny. Misjonarki Miłości, za Matką Teresą,
próbują walczyć z aborcją poprzez adopcję.
Pewnego dnia miałyśmy
okazję pojechać do tutejszego szpitala państwowego po potrzebne leki wraz z
pracownikiem.
Został nam jedynie
tydzień pobytu tutaj. To tak mało! Tak wiele do zrobienia! Już
serce się kraje, a co będzie w przyszły piątek... Bardzo związałyśmy się
z tym miejscem, duchem, ludźmi. Już wiemy, kto jest za co odpowiedzialny, jaki
pacjentem co potrzebuje itp. Czujemy się jak w domu. Choć czas goni i dni są
również pełne pośpiechu, jak na uczelni, to jednak jest to inny pośpiech.
Powierzamy ten czas Bogu,
dzięki temu znajdujemy tu DOBRO w ogromie cierpienia i ludzkiej nędzy! Staramy się sprawić by tutejszy świat stał
się trochę lepszy. Tak mało możemy w pojedynkę z Bogiem i dobrymi ludźmi dużo
więcej! Jak bardzo doceniamy naszą Polskę! Czasami mamy chwile cięższe, gdy
ogrom cierpienia przytłacza, ale nie możemy w tym długo trwać. Siedzimy czasem
na murku z dziećmi z chorobą głodową np. kwashiorkorem i patrzymy w ich oczka
próbując zająć ich zabawą i śpiewem. Czasem trzeba zatrzymać się w gonitwie
obowiązków dnia codziennego przy chorym na raka w ostatnim stadium i potrzymać
go za rękę i przytakiwać słuchając amharskich opowieści, a nie raz trzeba
przystanąć w gonitwie za naszymi obowiązkami przy maleńkim dziecku ledwie
trzymającym się na nóżkach, które to mama porzuciła w ośrodku.
Wielkie rzeczy, małe
rzeczy – obie ważne. Robione z miłością nadają wszystkiemu inny wymiar.
A & M
Pieczenie etiopskiego chleba. |
Szybki test na malarie |
Etiopska zmywarka |
Nasze obejscie |
Etiopska matka Polka |
18 urodziny Madzi |
Efekt afro po etiopskich warkoczykach. |
Opatrunki dotarly. |
Nieopisana radosc |
Akcja sprzatanie |
New etipoian style. |
"Bog wie co" robimy w Etiopii. |
Nasze codzienne pozywienie. |
Chlebki |
Swieta salatka owocowa |
przed domem Matki Teresy |
Medyczna Ekipa! |
Dbamy o siebie! |
Cześć Monika,
OdpowiedzUsuńsiedzimy razem z Jowitką i pokazała mi Twojego bloga. Czekamy na Ciebie z utęsknieniem i szykuję dla Ciebie niespodziankę. Trzymaj się mocno, buziaki dla Ciebie, Ani i Magdy.
Natasza i Jowita