Wszystkie długie loty nad Afryką i przesiadki przebiegły pomyślnie, bez żadnych problemów! :) A na lotnisku czekała już na nas świecka misjonarka kombonianka Madzia z ojcem kombonianinem. Nocne szybkie pogaduchy i do spania, by zacząć intensywny dzień w Addis Abeba, stolicy Etiopii. Po śniadaniu, rozmowie z ojcami i modlitwie w tutejszej kaplicy (dziękować Bogu za szczęśliwą podróż) udałyśmy się w podróż po Addis różnymi minibusikami, wśród gwarnego tłumu wewnątrz i za oknami busików (ścisk!). Wraz z Madzią i ojcem Kombonianinem z Sudanu udaliśmy się Misjonarzy Matki Bożej Pocieszenia Consolata, a następnie do Samuela i jego rodziny. Samuel to niepełnosprawny artysta, który maluje piękne obrazy... Uczestniczyliśmy tam wszyscy w ceremonii kawy! Tradycyjna etiopska! Jak wielka była nasza radość :) Rozmów i zabaw z dziećmi nie było końca. To nasze pierwsze zetknięcie z tutejszą kulturą :)
Po obiedzie w jednym z tutejszych barów (jadłyśmy etiopską indżerę) dostałyśmy się do Muzeum Narodowego oraz do jednego z domów Misjonarek Miłości, by potwierdzić swoje wyobrażenia o pracy sióstr w Etiopii. W Addis Abeba siostry zajmują się 600 chorymi, pragnącymi miłości i zainteresowania ludźmi, przygarniają matki po porodach, wraz z ich pociechami. Dom w stolicy jest większy niż w Awassie i ma nieco inny profil, ale o tym jak będziemy na miejscu ;) Poznałyśmy innych wolontariuszy oraz Siostry, przekazałyśmy paczki i udałyśmy na kilkugodzinne odwiedziny do tegoż szpitala... Wszędzie pełno chorych... Siedzących w wypełnionych salach, na krawężnikach, leżących na ziemi... Było to "zderzenie" z sytuacją tych ludzi... Dużo pracy przed nami:)
Ulice Addis Abeby, 9-cio milionowego miasta, są pełne ludzi, nie wszyscy się śpieszą, większość siedzi, kuca, rozmawia, handluje i żebrze... Dużo tutaj ludzi okaleczonych na ciele i duszy, którzy szukają pomocy u przechodniów...
Dotarłyśmy na nieszpory i kolację do Kombonianów. Obecnie przebywa tutaj dwóch ojców i jeden z Sudanu, który w nocy wyjeżdża do Rzymu. Przez cały dzień miałyśmy okazję szlifować nasz angielski i step by step - idzie nam coraz lepiej :)
Na koniec dnia ojcowie przygotowali niespodziankę- ciasto i cola! :)
Mamy kilka dni na aklimatyzację przed rozpoczęciem wolontariatu u Missionaries of Charity w Awassie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że dotarlyscie szczęśliwie :) działajcie pięknie na chwałę Najwyższego :) Niech Pan Bóg błogosławi i obdarza i strzeże Was! Pamiętam w modlitwie :)
OdpowiedzUsuńNiech Pan prowadzi!!! Bądźcie naszymi ambasadorkami!!! Pozdrawiam i pamiętam w modlitwie:-)
OdpowiedzUsuńNieźle Ziomy! :D Jestem z Wami! :D Dajcie czasu Staszka! :D
OdpowiedzUsuńAle miałyście niezłe bagaże jak na parę tygodni ^^
Pokój i dobro!